Szukaj
Close this search box.

Cła – tarcza czy miecz? Jak protekcjonizm kształtuje gospodarki świata

Donald Trump ogłasza Cła

2 kwietnia 2025 roku prezydent Donald Trump ogłosił największą zmianę w amerykańskiej polityce handlowej od dekad. Podczas przemówienia w Ogrodzie Różanym, które sam nazwał „Dniem Wyzwolenia”, zapowiedział wprowadzenie 10-procentowych ceł na cały import – z wyjątkiem produktów z Kanady i Meksyku, objętych porozumieniem handlowym USMCA. Dodatkowo około 60 państw objęto wyższymi, „zwrotnymi” stawkami, odpowiadającymi barierom handlowym stosowanym wobec USA.

Wśród najbardziej dotkniętych znalazły się Chiny (łącznie 54%), Unia Europejska (20%), Japonia (24%) i Korea Południowa (25%). Nowa polityka celna objęła także kraje Azji Południowo-Wschodniej, z Wietnamem (46%), Bangladeszem (37%) i Tajlandią (36%) na czele. Madagaskar otrzymał jedno z najwyższych ceł w zestawieniu (47%), co każe się zastanowić, czy ktoś w Waszyngtonie nie ma urazu do lemurów. 

Zniesiono też zasadę de minimis, czyli zwolnienie z ceł dla towarów o wartości do 800 dolarów. Przepis ten wykorzystywały m.in. chińskie platformy e-commerce, takie jak Temu czy Shein, by sprzedawać produkty bez obciążeń podatkowych.

cła na poszczegolne kraje

Przez dziesięciolecia nasz kraj był rabowany i plądrowany przez przyjaciół i wrogów. Ten dzień zapisze się w historii jako początek gospodarczego odrodzenia Ameryki” – powiedział Donald Trump, zapowiadając koniec epoki „globalistycznych interesów”. Dodał też „Nie dzwońcie i nie proście o wyjątki. Znieście własne taryfy i przestańcie manipulować walutami.

Rynek zareagował nerwowo – jeszcze przed otwarciem sesji pojawiły się silne spadki na kontraktach futures, szczególnie dotkliwie odczuwane przez spółki z sektora technologicznego. UE i Chiny zapowiedziały kroki odwetowe, a Komisja Europejska wezwała do rozmów, ostrzegając, że eskalacja może zaszkodzić wszystkim stronom.

W dalszej części artykułu wyjaśniamy, czym są cła, dlaczego rządy po nie sięgają i jak ich wprowadzenie wpływa na gospodarkę, inflację oraz portfele inwestorów.

Cła – co to w ogóle jest? Dlaczego państwa je wprowadzają?

Na globalnym rynku państwa często podejmują działania mające na celu ochronę lokalnych firm przed konkurencją z zagranicy. Taka polityka nosi nazwę protekcjonizmu. Jej celem jest wzmocnienie pozycji krajowych producentów, nawet kosztem ograniczenia swobodnego handlu międzynarodowego.

Najczęściej protekcjonizm przybiera formę ceł, czyli podatków nakładanych na importowane towary, które mają sprawić, że będą droższe i tym samym uczynić mniej konkurencyjnymi względem produktów krajowych. Ale cła to nie jedyne narzędzie – stosuje się również kontyngenty (limity ilościowe), subsydia dla krajowych przedsiębiorstw, czy regulacje techniczne, które utrudniają dostęp zagranicznych produktów do lokalnego rynku.

Cło to najprostsza forma protekcjonizmu. Jest to nic innego jak podatek nakładany na towary importowane z zagranicy. Choć to rozwiązanie administracyjne, jego konsekwencje są bardzo realne. Cła wpływają na ceny, konkurencyjność, strukturę produkcji, bilans handlowy czy relacje międzynarodowe.

Po co wprowadza się cła?

Ochrona strategicznych sektorów

Z punktu widzenia polityki gospodarczej, cła mają przede wszystkim funkcję ochronną. Rządy sięgają po nie wtedy, gdy uznają, że dany sektor np. przemysł ciężki, stalowy czy rolnictwo jest narażony na zbyt silną konkurencję i wymaga wsparcia. Cła mają wówczas „wyrównać szanse” i pomóc lokalnym firmom przetrwać trudny okres.

Dobrym przykładem są zmiany w relacjach gospodarczych między USA a Chinami. Przeniesienie produkcji do Chin pozwoliło firmom znacząco obniżyć koszty, a konsumentom – kupować taniej. Ale ceną był spadek zatrudnienia w przemyśle w USA. Badania wskazują, że w latach 2001–2018 wzrost deficytu handlowego z Chinami doprowadził do utraty około 3,7 miliona miejsc pracy w USA, z czego 2,8 miliona w sektorze produkcyjnym.

wzrost bezrobocia

Cła mogą w takich przypadkach zadziałać jako bufor. Przykładowo – jeśli produkt krajowy kosztuje 125 dolarów, a jego odpowiednik z importu tylko 100 dolarów, rząd może nałożyć 25-procentowe cło na towar zagraniczny, podnosząc jego cenę do 125 dolarów. Dzięki temu lokalny producent zyskuje szansę na konkurowanie na równych warunkach.

 

Jednak badania pokazują, że skuteczność takiej strategii jest często ograniczona. Zespół badaczy z berlińskiego instytutu DIW (Celebi & Roeger, 2025) wykazał, że cła nakładane przez USA na importowane dobra, choć w teorii mają chronić lokalne sektory, w praktyce prowadzą do wzrostu kosztów produkcji, pogorszenia produktywności i ograniczenia napływu zagranicznego kapitału inwestycyjnego. W ich modelu gospodarczym, który łączy handel z inwestycjami bezpośrednimi (FDI), nawet umiarkowane taryfy wywołują negatywne skutki dla wzrostu gospodarczego.

 

Zrównoważenie deficytu handlowego

Kiedy kraj importuje znacznie więcej, niż eksportuje, powstaje deficyt handlowy. W dłuższym okresie może to prowadzić do osłabienia krajowej waluty, wzrostu zadłużenia zagranicznego oraz uzależnienia od zewnętrznych źródeł finansowania. Cła mogą w takich sytuacjach zadziałać jako narzędzie ograniczające nadmierny import, wspierające krajowych producentów, poprawiające bilans handlowy i zwiększające odporność gospodarki na zewnętrzne wstrząsy.

W przypadku Stanów Zjednoczonych sytuacja jest jednak wyjątkowa. Amerykański dolar pełni rolę głównej waluty rezerwowej świata, co oznacza, że inne kraje przechowują dolary w swoich bankach centralnych, prowadzą w nich rozliczenia handlowe i inwestycyjne, a także chętnie kupują amerykańskie obligacje.

To daje USA ogromny przywilej – dostęp do „drukarki”. Stany Zjednoczone mogą drukować dolary w praktycznie nieograniczonej ilości, finansując swój deficyt bez natychmiastowego ryzyka utraty zaufania inwestorów czy gwałtownego wzrostu inflacji. Co więcej, ponieważ dolar jest wykorzystywany globalnie, inflacja wywołana jego nadmiarem rozkłada się na cały świat, a nie tylko na amerykańską gospodarkę. Pozwala to Stanom Zjednoczonym więcej konsumować niż produkować, bez poważnych konsekwencji. 

Innymi słowy – to, co dla większości krajów byłoby poważnym zagrożeniem finansowym, dla USA jest znacznie mniej dotkliwe. Mimo to nawet w przypadku Stanów Zjednoczonych zbyt długotrwałe nierównowagi handlowe mogą osłabiać fundamenty gospodarki i stanowić problem w dłuższym horyzoncie.

Wzrost wpływów do budżetu

Cła pełnią również funkcję fiskalną, czyli służą zwiększaniu dochodów państwa. W przeciwieństwie do podatków dochodowych czy VAT, które są bardziej skomplikowane i wymagają rozbudowanego aparatu administracyjnego, wpływy z ceł są stosunkowo proste do egzekwowania.

Choć politycy często przedstawiają cła jako „karę” dla zagranicznych producentów lub formę presji na inne państwa, w praktyce płacą je krajowi importerzy, firmy i konsumenci. Cło jest bowiem podatkiem doliczanym do ceny towaru w momencie jego wprowadzenia na rynek. Ostatecznie koszt ten przerzucany jest na końcowego nabywcę – czyli obywatela kraju, który wprowadza taryfę.

Broń polityczna 

Cła bywają także wykorzystywane jako narzędzie nacisku w polityce zagranicznej. Państwa sięgają po nie, by wymusić określone zmiany w zachowaniu partnerów handlowych. 

Obecnie szczególnie aktywnie po ten instrument sięga Donald Trump, który ponownie odgrywa kluczową rolę w amerykańskiej polityce. Zapowiada lub proponuje wprowadzenie ceł jako elementu presji – nie tylko wobec głównych konkurentów gospodarczych, takich jak Chiny, ale również wobec tradycyjnych sojuszników Stanów Zjednoczonych.

Dobrym przykładem takiego podejścia jest jego niedawna sugestia, że rozważy złagodzenie ceł nałożonych na chińskie towary, jeśli chińska firma ByteDance sprzeda aplikację TikTok amerykańskiemu nabywcy. Tego typu działania pokazują, że cła nie są dziś wyłącznie narzędziem polityki handlowej – coraz częściej stają się elementem szerszej gry geopolitycznej, obejmującej kwestie bezpieczeństwa narodowego, technologii i wpływów globalnych.

Choć w niektórych przypadkach taka strategia może przynosić krótkoterminowe efekty, jej nadmierne stosowanie niesie ryzyko osłabienia pozycji kraju jako wiarygodnego partnera gospodarczego i politycznego. W efekcie rośnie globalna niepewność, a to jedno z najgorszych środowisk dla firm, które muszą planować inwestycje, logistykę i rozwój z dużym wyprzedzeniem.

Ciemne strony protekcjonizmu

Choć cła mają na celu ochronę lokalnego rynku i przemysłu, ich wprowadzenie niesie ze sobą także szereg negatywnych skutków, które z czasem mogą przeważyć nad korzyściami.

Pierwszym i najbardziej widocznym efektem jest wzrost cen. Dotyczy to zarówno konsumentów, którzy muszą płacić więcej za towary importowane, jak i firm wykorzystujących w produkcji zagraniczne komponenty, surowce czy maszyny. Wyższe koszty produkcji oznaczają spadek konkurencyjności, mniejsze inwestycje i wolniejsze tempo rozwoju gospodarczego.

Współczesna gospodarka jest dużo bardziej złożona niż kilka dekad temu. Dzisiejsze łańcuchy dostaw mają charakter globalny, a produkcja finalnego towaru zwykle wymaga współpracy wielu krajów. Eksporterzy są bardzo często jednocześnie importerami. Zanim sprzedadzą gotowy produkt za granicę, muszą sprowadzić z innych krajów półprodukty, technologie czy urządzenia produkcyjne. Nałożenie ceł na te wcześniejsze etapy sprawia, że cały proces staje się droższy, a gotowy produkt mniej konkurencyjny – nawet jeśli formalnie został wytworzony w kraju objętym ochroną.

Kolejnym problemem jest ryzyko odwetu. Kiedy jedno państwo wprowadza cła, drugie najczęściej odpowiada tym samym. Łatwo wtedy o eskalację napięć handlowych, które mogą przerodzić się w pełnowymiarową wojnę celną. W jej wyniku obie strony ponoszą straty.

Długotrwałe konflikty handlowe potrafią też zniszczyć zaufanie między państwami i partnerami biznesowymi. Prowadzi to do większej niepewności na rynkach, a ta z kolei zniechęca firmy do inwestowania i ekspansji. A jak wiadomo, dla gospodarki i inwestorów niepewność to jedno z największych zagrożeń.

Warto dodać, że choć ekonomiści nie zawsze są zgodni w wielu sprawach, to w przypadku protekcjonizmu panuje stosunkowo silny konsensus. Zdecydowana większość badań wskazuje, że polityka oparta na cłach i barierach handlowych wpływa negatywnie na wzrost gospodarczy i ogranicza dobrobyt. 

To oczywiście spojrzenie czysto ekonomiczne. W praktyce decyzje o wprowadzeniu ceł są często efektem szerszego kontekstu m.in. polityki międzynarodowej, napięć geopolitycznych, interesów mocarstw, a także wewnętrznych czynników, takich jak konflikty społeczne czy kwestie bezpieczeństwa narodowego. Dlatego protekcjonizm bywa atrakcyjnym narzędziem politycznym – nawet jeśli z ekonomicznego punktu widzenia jego skuteczność jest ograniczona.

Przykłady z historii – wojny celne i ich skutki

Choć cła mogą wydawać się technicznym narzędziem polityki gospodarczej, historia pokazuje, że ich nieprzemyślane użycie może prowadzić do poważnych problemów – zarówno gospodarczych, jak i geopolitycznych. Poniżej przywołamy kilka przypadków, które szczególnie mocno odbiły się na światowej gospodarce.

 

Wielka Depresja i ustawa Smoota-Hawleya (lata 30.)

W odpowiedzi na pogłębiający się kryzys gospodarczy, w 1930 roku Stany Zjednoczone wprowadziły ustawę Smoota-Hawleya, która podniosła cła na tysiące importowanych towarów. Celem było wsparcie amerykańskich producentów i ochrona miejsc pracy.

Reakcja innych krajów była natychmiastowa i również podniosły cła, co doprowadziło do globalnego spadku handlu międzynarodowego. Zamiast pomóc gospodarce, działania te pogłębiły recesję, przyczyniając się do przedłużenia Wielkiego Kryzysu. W ciągu kilku lat amerykański eksport spadł o ponad 60%. Ten przykład do dziś stanowi przestrogę przed nadmiernym protekcjonizmem.

USA kontra Japonia (lata 80.)

Na długo przed konfliktem z Chinami, Stany Zjednoczone prowadziły podobną wojnę handlową z Japonią, która w latach 80. dynamicznie rosła i zaczęła dominować w sektorze motoryzacyjnym i elektronicznym. Japonia była wówczas postrzegana przez Waszyngton jako główny gospodarczy rywal – podobnie jak dziś postrzegane są Chiny.

W odpowiedzi na rosnący deficyt handlowy i coraz większą obecność japońskich produktów na rynku amerykańskim, USA zmusiły Japonię do ograniczenia eksportu samochodów. W kolejnym kroku nałożono 100-procentowe cła na wybrane japońskie produkty, w tym półprzewodniki, co było bezpośrednim uderzeniem w kluczowy sektor technologiczny Japonii.

W efekcie Japonia została gospodarczo „spacyfikowana”. Wiele japońskich firm zostało zmuszonych do przeniesienia części swojej produkcji na teren Stanów Zjednoczonych, by uniknąć dalszych restrykcji celnych. Choć Japonia pozostała istotnym graczem na globalnym rynku, jej dynamiczna ekspansja została wyhamowana, a gospodarka przez kolejne dekady weszła w okres stagnacji.

Wojna handlowa USA–Chiny (2018–2020)

W 2018 roku administracja prezydenta Donalda Trumpa rozpoczęła serię działań mających na celu zmniejszenie deficytu handlowego z Chin i wymuszenie zmiany chińskiej polityki przemysłowej. USA nałożyły cła na setki miliardów dolarów chińskich towarów, argumentując to m.in. naruszaniem zasad uczciwej konkurencji i kradzieżą własności intelektualnej.

Chiny odpowiedziały analogicznymi działaniami, nakładając cła na amerykańskie produkty – w tym na towary rolnicze, co uderzyło w wielu amerykańskich farmerów.

W efekcie wzrosły koszty dla firm i konsumentów po obu stronach, część łańcuchów dostaw została przerwana, a niepewność inwestycyjna uderzyła w rynki finansowe. Inwestorzy reagowali nerwowo, giełdy notowały spadki, a wiele firm zaczęło przenosić produkcję poza Chiny, szukając bardziej stabilnych lokalizacji.

Podobne wnioski płyną z analizy Jaiswala i Ganesh-Kumara (2025), którzy przyjrzeli się skutkom wojny handlowej pomiędzy USA, Indiami i Chinami. Ich badania pokazują, że choć krótkoterminowo lokalni producenci mogą odczuwać poprawę swojej pozycji konkurencyjnej, to w dłuższym okresie efekty inflacyjne oraz spadek eksportu niwelują te korzyści, prowadząc do ogólnego pogorszenia kondycji makroekonomicznej.

Czy inwestorzy długoterminowi powinni się martwić cłami?

Informacje o nowych cłach czy napięciach handlowych często powodują gwałtowne reakcje rynków. Spadają indeksy, rośnie zmienność, a w mediach pojawiają się dramatyczne nagłówki. Dla inwestora długoterminowego może to wyglądać niepokojąco. Pojawia się zrozumiałe pytanie – czy to już moment, by przestać inwestować regularnie, zmienić strategię albo uciec z rynku?

W zdecydowanej większości przypadków odpowiedź brzmi: nie.

Długoterminowe inwestowanie opiera się na założeniu, że krótkoterminowe zawirowania jak konflikty handlowe czy napięcia polityczne, są naturalną częścią rynkowego cyklu. Owszem, mogą wywołać spadki, ale zazwyczaj mają ograniczony wpływ na długofalowe wyniki portfela, szczególnie jeśli jest on dobrze zdywersyfikowany.

Firmy elastycznie reagują na zmieniające się warunki – przenoszą produkcję do innych regionów, budują alternatywne łańcuchy dostaw, zmieniają strukturę kosztów. Państwa, nawet po fazie eskalacji, zwykle dążą do kompromisu – bo długotrwała wojna celna szkodzi obu stronom. Dodatkowo warto pamiętać, że rynki finansowe działają z wyprzedzeniem i część przewidywanych ceł oraz ich skutków może być już w dużej mierze zdyskontowana w cenach aktywów.

Co zatem warto robić w aktualnej sytuacji jako inwestor?

  • Nie przerywać regularnego inwestowania. Spadki to często okazja do zakupu aktywów po niższych cenach. Historia pokazuje, że ci, którzy potrafili zachować spokój i trzymali się planu, byli nagradzani w dłuższym horyzoncie. 
  • Nie ulegać emocjom. Panika i sprzedaż aktywów w dołku to najgorsze, co można zrobić. Rynki mają tendencję do odbijania, ale trzeba być tego świadomym. 
  • Zachować dywersyfikację. Portfel z ekspozycją na różne sektory i regiony może pomóc złagodzić skutki lokalnych napięć. 
  • Trzymać się strategii, a nie nagłówków. Cła i wojny handlowe są głośne, ale rynki kierują się w dłuższym okresie fundamentami, a nie chwilowymi wydarzeniami.

Podsumowanie

Cła mogą pełnić funkcję ochronną i stabilizującą, szczególnie w sytuacjach nadzwyczajnych. Pozwalają państwom bronić strategicznych sektorów, reagować na nierównowagi handlowe i czasowo poprawić warunki konkurencji dla lokalnych producentów. W krótkim okresie mogą być, dla niektórych użyteczne – to narzędzie działa, gdy trzeba szybko zareagować na szok zewnętrzny.

Ale ekonomia nie kończy się na krótkim okresie. W dłuższej perspektywie szerokie i powszechne stosowanie ceł przynosi o wiele więcej szkód niż korzyści. Prowadzi do wzrostu cen, osłabia eksport, zwiększa niepewność inwestycyjną i rozrywa globalne łańcuchy wartości. Jak pokazują liczne badania, w tym analizy Jaiswala i Ganesh-Kumara, efekty fiskalne czy poprawa salda handlowego szybko ustępują miejsca inflacji i spadkowi aktywności gospodarczej.

W tym świetle decyzja o nałożeniu tak wysokich ceł na niemal wszystkie kraje może okazać się dla Stanów Zjednoczonych bardzo ryzykowna. Historia pokazuje, że świat prędzej czy później odpowiada – i to nie tylko cłami, ale zmianą kierunków handlu, inwestycji i wpływów. W globalnej gospodarce zamykanie się przed światem nie daje trwałej przewagi. Może więc sprawdzić się stare powiedzenie: kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.

—————————————————————–

Na co zwrócić uwagę po przeczytaniu artykułu?

– Niniejszy artykuł nie jest rekomendacją inwestycyjną, a Portu nie świadczy usługi doradztwa inwestycyjnego.

– Historyczne wyniki inwestycji nigdy nie są gwarancją przyszłych zysków.

– Inwestycje na rynkach kapitałowych są zawsze ryzykowne.

– Portu nie gwarantuje osiągnięcia zysków z inwestycji.

– Nie jesteś pewien, jaki profil ryzyka jest dla Ciebie odpowiedni? Wypełnij naszą ankietę inwestycyjną, by to sprawdzić.

– Ten artykuł jest materiałem marketingowym.

Najnowsze artykuły

Lepsze miejsce dla Twoich pieniędzy

Uwolnij potencjał swojego kapitału. Konta oszczędnościowe nie chronią pieniędzy przed inflacją. Z kolei wysokie opłaty funduszy inwestycyjnych zabierają Twoje zyski. Na szczęście jest sposób, by inwestować lepiej – Ty decydujesz, a eksperci pracują dla Ciebie. Portu oferuje nowoczesny i efektywny sposób inwestowania dla każdego. Przygotujemy portfel na miarę Twoich potrzeb.