W ostatnich dniach wielu z nas odczuwa coraz większy niepokój, przeglądając aplikację inwestycyjną albo zerkając na notowania giełdowe. Spadki na giełdzie, alarmujące nagłówki i rosnąca nerwowość na rynkach wywołują prawdziwą burzę emocji, która potrafi zachwiać spokojem i odebrać pewność siebie.
W takich momentach łatwo stracić zaufanie do swojej strategii. Pojawia się rezygnacja, wątpliwości i myśl, że może inwestowanie nie jest dla mnie. To zupełnie normalne – nasz mózg instynktownie szuka bezpieczeństwa i próbuje chronić nas przed stratą.
Akcje mają jedną cechę, która wielu inwestorom potrafi spędzić sen z powiek – są zmienne. I to często bardzo. W krótkim terminie potrafią mocno spadać, co z punktu widzenia naszego mózgu brzmi jak poważne zagrożenie.
W czasie pandemii COVID-19 rynek w kilka tygodni zanurkował o ponad 30%, wywołując ogromną panikę wśród inwestorów. Patrząc dziś z perspektywy lat, tamten krach to tylko chwilowy ząbek na wykresie – a indeks S&P 500 od tego czasu wzrósł ponad dwukrotnie.
Podczas rynkowych spadków na giełdzie nasz mózg uruchamia mechanizmy przetrwania, które kształtowały się przez tysiące lat. Kiedy widzimy gwałtowny spadek wartości naszego portfela, aktywuje się ciało migdałowate, czyli część mózgu odpowiedzialna za reakcje lękowe. To ono popycha nas do natychmiastowego działania – „uciekaj!”, „sprzedaj, zanim będzie gorzej!”. Z neurologicznego punktu widzenia, nie różni się to zbyt wiele od sytuacji, gdy nasi przodkowie musieli uciekać przed drapieżnikiem.
Dla kontrastu, gdy rynek rośnie, a wartość naszych inwestycji zwiększa się z dnia na dzień, odczuwamy eksplozję dopaminy, hormonu nagrody. Czujemy się mądrzy, pewni siebie, a nawet niezniszczalni. Zaczynamy myśleć „Może dorzucę jeszcze więcej?”, „To chyba dopiero początek wzrostów”. Tego typu myślenie wzmacnia tzw. nadmierną pewność siebie (overconfidence bias) i często kończy się bolesnym rozczarowaniem, gdy trend się odwraca.
Dlaczego kupujemy na górce, a sprzedajemy na dołku?
Jesteśmy zwierzętami stadnymi. Ewolucja nauczyła nas przetrwać dzięki trzymaniu się grupy. W inwestowaniu objawia się to jako efekt stadny (herding behavior) – kupujemy aktywa, bo kupują je inni, i sprzedajemy, bo wszyscy sprzedają. Niestety, tłum najczęściej kupuje, gdy jest już drogo (bo media huczą o rekordach giełdowych) i sprzedaje, gdy jest tanio (bo panika rozlewa się po rynkach).
Co więcej, nasz mózg łatwo ulega wpływowi emocjonalnych nagłówków. Media żyją z klików, a klikamy najchętniej w informacje nacechowane emocjami – „Załamanie giełdy!”, „Historyczny krach!”, „koniec hossy?”. Te nagłówki zwiększają nasz niepokój i skłaniają do impulsywnych decyzji. Dopiero po fakcie, gdy rynek odbije, zaczynamy żałować „Po co ja sprzedawałem? Przecież to był tylko chwilowy spadek”.
Czy to już koniec spadków? Tego nie wie nikt
Żaden analityk, ekspert, nawet sam Warren Buffett nie jest w stanie powiedzieć z całą pewnością, czy to już koniec spadków, czy dopiero ich początek. Rynki bywają nieprzewidywalne i czasem spadki na giełdzie są kontynuowane, nawet gdy wydaje się, że już osiągnęły dno.
Czy to oznacza, że powinniśmy porzucić nasze długoterminowe strategie?
Wprost przeciwnie! Jeśli jesteś inwestorem długoterminowym, to takie momenty mogą być szansą, a nie zagrożeniem. Rynek może spaść jeszcze o 10%, 15%, a może więcej. Ale historia pokazuje, że po każdym kryzysie przychodzi odbicie, a akcje w rosną w długim terminie. Ci, którzy cierpliwie trwali przy swojej strategii i dokupywali w czasie przeceny, wychodzili z tego bogatsi.
Przypomnij sobie sytuację z życia codziennego – w galerii handlowej, gdy widzisz napis „WYPRZEDAŻ – 20%”, automatycznie pojawia się pokusa, żeby coś kupić. Na giełdzie ta sama zniżka wywołuje… panikę. A to przecież podobna zasada. Dobre spółki stają się tańsze, chociaż często ich fundamenty się nie zmieniają.
W rzeczywistości to właśnie podczas spadków masz szansę kupić więcej swoich ulubionych spółek lub ETF-ów za tę samą kwotę. Jeśli wierzysz w ich długoterminowy potencjał, przecena powinna być okazją, a nie powodem do strachu. To kolejny powód, dla którego warto znać swoje emocje i nie pozwalać im przejąć kontroli nad portfelem inwestycyjnym.
Być może słyszałeś popularne powiedzenie: „Tnij straty, pozwól zyskom rosnąć”. I choć brzmi mądrze, to dotyczy ono głównie spekulantów, czyli osób, które grają na krótkoterminowych ruchach cen, często z wykorzystaniem dźwigni finansowej.
Inwestor długoterminowy powinien myśleć inaczej. W jego przypadku cięcie strat w czasie paniki może oznaczać realizację strat, które z czasem same by się odrobiły.
Jak nie dać się zwariować?
W czasach niepewności najważniejsze, co może zrobić inwestor długoterminowy, to zadbać o własną stabilność emocjonalną i trzymać się sprawdzonego planu. Choć trudno całkowicie wyłączyć emocje, możemy nauczyć się z nimi współpracować – nie pozwalając im decydować za nas.
Po pierwsze, warto zautomatyzować proces inwestowania. Jeśli masz jasno określoną strategię – np. regularne inwestowanie co miesiąc niezależnie od sytuacji rynkowej – trzymaj się jej. Automatyzacja chroni przed impulsywnymi decyzjami, które najczęściej pojawiają się w chwilach stresu i silnych wahań rynku.
Równie ważne jest, by nie śledzić codziennie notowań portfela. Choć technologia daje nam dostęp do giełdy 24/7, zbyt częste zaglądanie do aplikacji zwiększa napięcie, prowokuje do działania i wzmacnia naszą reaktywność. W inwestowaniu długoterminowym mniej znaczy więcej – mniej bodźców, więcej spokoju.
W tym wszystkim ogromną rolę odgrywa edukacja. Im lepiej rozumiesz rynek i jego mechanizmy, tym mniej podatny jesteś na panikę czy euforię. Wiedza to kotwica – daje poczucie kontroli w czasach, gdy wiele rzeczy wydaje się poza naszym zasięgiem.
Unikaj również sensacyjnych portali i chwytliwych nagłówków, które mają jedno zadanie – wywołać emocje.
Co cieszy, inwestorzy na Portu nie panikują. Jak na razie nie obserwujemy znaczącego wzrostu wypłat, co pokazuje, że wielu z nich naprawdę poważnie traktuje długoterminowość swoich inwestycji. To budujący sygnał świadczący o rosnącej dojrzałości inwestycyjnej.
Podsumowując – krachy, spadki na giełdzie i korekty były, są i będą. To nieodłączna część rynku. Ale to właśnie w takich momentach kształtuje się prawdziwy inwestor, który potrafi iść pod prąd, zachować spokój i wykorzystać okazję, gdy inni widzą tylko zagrożenie.
Jeśli zależy nam na realnym wzroście wartości kapitału, warto zaakceptować fakt, że rynek akcji nie rośnie w linii prostej. Korekty i okresowe spadki na giełdzie są jego naturalną częścią. Kluczem do sukcesu jest więc nie tylko odpowiednia dywersyfikacja, ale też mentalne przygotowanie się na rynkowe turbulencje i trzymanie się strategii nawet wtedy, gdy emocje podpowiadają coś innego.
—————————————————————–
Na co zwrócić uwagę po przeczytaniu niniejszego artykułu?
– Artykuł nie jest rekomendacją inwestycyjną, a Portu nie świadczy usługi doradztwa inwestycyjnego.
– Historyczne wyniki inwestycji nigdy nie są gwarancją przyszłych zysków.
– Inwestycje na rynkach kapitałowych są zawsze ryzykowne, a Portu nie gwarantuje osiągnięcia zysków z inwestycji.
– Nie jesteś pewien, jaki profil ryzyka jest dla Ciebie odpowiedni? Wypełnij naszą ankietę inwestycyjną, by to sprawdzić.
– Artykuł jest materiałem marketingowym.